„Już się do tego przyzwyczaiłam”
POV Holly
-Dlaczego
przeprowadziłeś się tutaj? – zapytałam, trochę niepewna czy mogę
-Wiesz,
bardzo kocham moją mamę, ale miałem już dość jej nadopiekuńczości, chciałem
wolności, dlatego jak skończyłem 18 lat postanowiłem się przeprowadzić tutaj.
-Jejku,
musisz się strasznie nudzić skoro mieszkasz sam.
-Hah nie,
nie mieszkam sam. Kupiłem dom razem z moim bratem, Alexem i trzema kumplami. To
całkiem niedaleko stąd. A Ty? Mieszkasz sama?
-Nie,
mieszkam tutaj razem z bratem Chrisem. Teraz go nie ma, dziś rano wyjechał i
wróci za jakieś dwa tygodnie.
-Aha, a
rodzice? –Spuściłam głowę w dół, a moje oczy się zaszkliły, ale nie chciałam
przy nim płakać. – Jejku przepraszam, nie chciałem być wścibski ani Cię
zasmucić.
-Nie, nic
nie szkodzi.- Czułam, że jest on moją,
jak dziwnie to nie zabrzmi, bratnią duszą, chociaż znaliśmy się dopiero dzień –
Moi rodzice bardzo się kochali. Nie widzieli poza sobą świata. Kiedy mama
zmarła na raka, kiedy miałam 11 lat, tata nie wytrzymał. Zaczął pić, nie chciał
iść do psychologa. Topił swój smutek we wszystkim co miało procenty. Cały jego
świat umarł. Zniknął. To musiało go strasznie męczyć. Kiedy pewnej nocy wracał
z baru, był tak pijany, że nie zauważył nadjeżdżającej ciężarówki. Zginął na
miejscu. Na szczęście Chris był już pełnoletni i mógł się mną zaopiekować.
Prawie trafiłam do domu dziecka. Od tego czasu jesteśmy sami dla siebie. Ufamy
sobie ponad wszystko. – Teraz łzy spływały już po mojej twarzy jedna za drugą.
Nawet nie wiem kiedy to zrobiłam, ale przytulałam się do Justina i wypłakiwałam
się w jego koszulę.
-Shhh, Holly
nie płacz. Przepraszam, nie chciałem.
-Nie, to ja
przepraszam, nie powinnam płakać. Duże dziewczynki nie płaczą. I nie
przepraszaj, już się do tego przyzwyczaiłam.
-Dobrze, ale
nie płacz już. Jesteś taka piękna, kiedy się uśmiechasz. – I znów to robi.
Sprawia, że się rumienię. On nie jest jak inni chłopcy.
-ee
dziękuję. – ledwo wybełkotałam.
-hah jaki ja
mam na ciebie wpływ, ciągle sprawiam, że się rumienisz.
-Spadaj! –
pacnęłam go w ramię.
- Auuć to
bolało – obydwoje wiedzieliśmy, że nawet tego nie poczuł, więc wybuchliśmy
śmiechem.
-Zrobiłam
się głodna, a Ty? – tsaa głodna? To mało powiedziane, zjadłabym wszystko co mi
podadzą.
-Ja też. I
to bardzo.
-To może
zamówię pizze?
-Mmm
idealnie haha tylko weź meksykańską – uśmiechnął się pokazując swoje
śnieżnobiałe zęby.
-Ejj! To
moja ulubiona – zaczęłam się śmiać
-Widzisz, to
przeznaczenie – poruszył tak słodko brwiami, że nie mogłam się oprzeć i wydałam
z siebie ciche pisknięcie.
-hahah –
zaśmiałam się głośno wyciągając z kieszeni telefon i wybierając numer ulubionej
pizzerii.
* 5 minut później
*
- hahaha mogli by się spóźnić
- taa
marzenie, oni zawsze zdążą w te 30 minut.
- niestety...
-cos czuje ze dzisiaj nie zrobimy tego
projektu
- nie wiem
jak ty, ale ja nie narzekam
- ja tez nie
– uśmiechnęłam się do niego. On jest idealny, całkiem inny niż reszta.
- To jak, mały
rewanż w COD?
- hahaha jeśli
chcesz znowu przegrać... - pokazałam mu język
- hah tym
razem wygram
- wątpię hahah
-zobaczymy,
zobaczymy - chłopak uśmiechnął się i sięgnął po pady. Jednego podał mi. Kiedy,
niby przez przypadek, dotknął mojej ręki, przez cale moje ciało przeszedł
przyjemny dreszcz. Spojrzałam prosto w jego oczy i uśmiechnęłam się delikatnie.
Odwzajemnił mój uśmiech. Po chwil patrzenia na siebie włączyliśmy grę. Ale
niestety. Kiedy miałam właśnie strzelić do Justina ktoś zapukał do drzwi.
-To pewnie pizza - powiedziałam i zaczęłam wstawać
z kanapy.
-Ja otworze
- powiedział Justin i zatrzymał mnie na kanapie. Uśmiechnęłam się do niego, a
on wstał i poszedł po pizze. Już po chwili wrócił z kartonem ogromnej, pachnącej
pizzy.
-Zamawiał ktoś meksykańską? Haha
-mmm pycha... Dawaj ją tu!
-proooosze -
położył karton na kanapę, a sam usiadł obok.
- Dziękuuję
- uśmiechnęłam się do niego szeroko i sięgnęłam po kawałek.
-Czeekaj! - chłopak
wyrwał mi pizze z ręki. -Otwórz buzie -Justin uśmiechnął się przysuwając rękę z
jedzeniem w moja stronę. Trochę zdezorientowana, ale szczęśliwa zrobiłam o co prosił.
Po chwili sięgnęłam
po drugi kawałek pizzy i w ten sam sposób nakarmiłam chłopaka. Oczywiście
niezdarna ja upuściłam pizze na jego koszulkę.
- Cholera! Przepraszam Cię Juss - wzięłam chusteczkę
i zaczęłam wycierać jego bluzkę.
-Spokojnie Holly, nic się nie stało, na prawdę,
nie martw się.
-poczekaj,
zaraz wracam - powiedziałam i pobiegłam na górę do pokoju Chrisa. Otworzyłam
jego szafę i wzięłam jego koszulkę. Kiedy zeszłam na dół podałam ją chłopakowi.
-Masz, ubierz to. - chłopak uśmiechnął się i zdjął
koszule i bluzkę. Boże, jakie on ma mięsnie, nie mogłam oderwać wzroku od jego
brzucha.
-Zrób zdjęcie,
zostanie na dłużej. Haha - chłopak zaśmiał się a ja się zarumieniłam
- hah i znowu się przeze mnie rumienisz. Awww słodko.
- ubrał koszulkę Chrisa a ja wzięłam od niego jego bluzkę i poszłam do łazienki.
Kiedy zmywałam plamę, poczułam parę rak na moich biodrach. Spojrzałam w lustro
i zobaczyłam Justina.
-Nie musisz
tego robić Holly.
-Może nie muszę ale chcę. Ja to pobrudziłam i
ja to wyczyszczę. - Uśmiechnęłam się do niego - o, już jest - wzięłam koszulkę
i powiesiłam ja na grzejniku.
-Chodźmy do salonu - powiedziałam do chłopaka
i poszliśmy do pokoju.
-Wiesz,
Justin trochę mi głupio Cię o to pytać...
- Pytaj, śmiało - odpowiedział wesoło chłopak
i uśmiechnął się do mnie
- No dobrze,
to eee... Justin, masz dziewczynę? No bo wiesz, nie chciałabym, żeby ktoś chciał
mnie zabić za spędzanie z tobą czasu hehe - zdenerwowana przygryzłam wargę.
- haha
spokojnie kochanie, masz mnie tylko dla siebie. A ty, masz chłopaka?
- Ja? Nie. To nie tak, ze nikomu się nie
podobam, tylko po prostu boje się zakochać. Kiedyś jak widziałam miłość moich rodziców,
marzyłam o tym by też znaleźć kogoś, kto mnie tak pokocha, ale od kiedy mama umarła
i widziałam jak tata cierpiał, to boje się tego. Boje się, ze będę cierpieć,
lub ktoś będzie cierpiał przeze mnie, ale wiem, że jeśli taki ktoś się znajdzie
i się w nim zakocham to nie będę miała nic do gadania, ale boję się.
-Nie masz się czego bać, miłość to cos pięknego,
niepowtarzalnego, to najwspanialsze uczucie na świecie. Daje Ci szczęście i
poczucie bezpieczeństwa, wiesz, ze zawsze jest ktoś, kto o Tobie myśli. A ty jesteś
wspaniała, chłopak, który będzie mogli nazwać cię swoja, będzie ogromnym szczęściarzem.
-Dziękuje Ci Justin, za wszystko. Znamy się
bardzo krótko, ale rozmawia mi się z tobą jak z nikim innym.
-Przyjaciele?
-Najlepsi - uśmiechnęłam się do niego szeroko.
__________________________________________________________________
awww *.* oni są tacy słodcy <3 nie mogłam się doczekać aż dodam ten rozdział.
Dziękuję Ci Domi za te wszystkie miłe rzeczy, które mi napisałaś. Na prawdę bardzo to doceniam.
Następny rozdział jutro ;*
aa i proszę Was, JEŚLI CZYTASZ TO ZOSTAW PO SOBIE CHOCIAŻ SŁOWO W KOMENTARZU, chcę wiedzieć czy czyta to ktoś oprócz Róży, Pauliny i Dominiki.
Jeśli chcecie być informowani na twitterze, to zostawcie swoje nazwy w komentarzu tutaj lub pod prologiem ;*
Najbardziej jarałam się wtedy gdy karmili się pizzą xD
OdpowiedzUsuńTak wg to cały czas uśmiechałam się do telefonu xD
Kurde...muszę czekać aż do jutra na nowy rozdział :(
A tak fajnie się czyta :D
Nie wiem jak nudno musiało być na tych imieninach, ale weź od dzisiaj pisz na rodzinnych spotkaniach, bo ten rozdział jest moim ulubionym jak do tej pory *.*
Czekam na nn i pozdrawiam xx
PS.Błagam nie nazywaj mnie Domi xD nienawidze tego :)
Aww... Jak słodko. Justina i Holly powinni opatentować i podawać w tabletkach jako lek na całe zło tego świata ;). Są po prostu tacy... słodcy (powtarzam się, ale co tam?). Aż mi się oczy lekko zaszkliły, gdy czytałam o przeszłości Holly :(. Nie miała dziewczyna łatwo w życiu. Zasługuje na kogoś wspaniałego, a Justin chyba taki jest :).
OdpowiedzUsuńSzybko dawaj następny, bo już nie mogę się doczekać .♥
P S Niech Holly się nie martwi. Ja też z całą pewnością, znając moją naturę sieroty, upuściłabym tę pizzę. ;)
Awww cudo ^^
OdpowiedzUsuńHehe to bylo super czekam na nastepny rozdzial:-D
OdpowiedzUsuńFajne. Tylko żeby ci pomysłów nie zabrakło ;)
OdpowiedzUsuń